17 maja 2024
Sprzęt Hi-Fi 30 lipca 2022

Recenzja odtwarzacza Hi-Fi Astell&Kern A&norma SR15

Odtwarzacze Astella, a także Kerna, zajmują w świecie audio niszę podobną do luksusowych samochodów sportowych: każdy, kto jest choć trochę "na bieżąco" wie o nich, niektórzy nawet je wypróbowali, ale tylko nieliczni stają się ich właścicielami, co przy tej cenie nie dziwi. Zdając sobie sprawę, że nie da się przetrwać na topowym segmencie, firma co jakiś czas raczy fanów budżetowymi rozwiązaniami, stojącymi jednak na poziomie flagowców prostszych firm.

Posiadacze AK70 Mk II nie zdążyli jeszcze ucieszyć się z pozyskania solidnego brzmienia, w Korei podstępnie zapowiedziano killera dla tego modelu. Oczywiście 70-2 jest nadal dostępny, a jego cena została obniżona, ale powiedzmy sobie szczerze - kto go teraz potrzebuje?

Oczywiście, jak na standardy Astellkerna, 700 dolarów to śmieszna cena, więc zarówno opakowanie, jak i opakowanie tutaj po prostu krzyczy "patrzcie na tego skąpca!". - prosty czarny karton, w środku sam odtwarzacz, dwa komplety folii ochronnych z obu stron urządzenia, kabel do ładowania, instrukcja obsługi oraz dwie (no cóż, producent jest solidny, stać ich na to) wtyczki do gniazd microUSB. Mówisz, że to przypadek? Nie wyśmiewajcie się z moich uchwytów do kabli, za takie pieniądze nawet założenie folii bezpośrednio w fabryce to niedopuszczalny luksus. Chociaż za 3500$ Ultimy też tego nie zrobili, o dziwo. OK, właściciele A&ultimy mają specjalnego sługę, który klei filmy, ale co z przeciętnym studentem, który od 18 lat oszczędza na Normę? I trzeba jeszcze 80 dolarów na sprawę... Ci Koreańczycy są potwornie daleko od ludzi.

Dobra, żarty na bok, przykleiłem zabezpieczenie, tradycyjnie dostałem bąbelki na plecach, ale przynajmniej ekran udało się przykleić bez problemu.

Skoro mowa o ekranie, to chyba nawet osoby dalekie od świata audio wiedzą już, że w tym odtwarzaczu wyświetlacz jest skierowany pod kątem w lewo. W zasadzie A&K jest jedynym producentem, którego stalowe kulki pozwoliły na taki krok i po 5 minutach użytkowania staje się jasne, że zrobili to nie bez powodu. Jeśli trzymamy gadżet w lewej dłoni (pominę żart, że fan marki powinien w tym czasie robić to prawą ręką) to skosy po prostu wyrównują chwyt i ekran uzyskuje pożądaną orientację pionową, a sam SR15 wygodnie leży w dłoni. Co mają zrobić ci, którzy chcą umieścić zawodnika w innym rozdaniu? Cóż, powstrzymaj się. Zasada "tak się nie trzyma" nie została wymyślona w Korei, ale i tu ma zastosowanie. Jeśli jednak odjąć ironię, to "Norma" jest też całkiem normalna w ręku i można ją całkiem dobrze wykorzystać.

Jeśli mówimy o designie - tutaj deweloperzy, oczywiście, zerwali przynajmniej w jednej trzeciej ceny: efektywne skośne krawędzie, trójkąty, wszystko, co ci faceci lubią. Wisienką na torcie jest zabawnie teksturowana tylna okładka.

Oczywiście głównym elementem sterującym jest tutaj ekran. 3,3 cala, rozdzielczość 480×800, przyzwoity margines jasności, kąty widzenia, reakcja na dotyk - wszystko bardzo dobre. Sądząc po ostatnich nowościach, A&K sami zorientowali się, że 5-calowy ekran jest świetny, ale 350 gramów wagi - już nie tak bardzo i zapowiedzieli lżejszą wersję SP1000, najwyraźniej dla tych, którzy słuchają bez zwlekania. Jednak znowu popadam w dygresję.

Na szczęście, mimo dotykowego ekranu (a nawet przycisku wstecznego pod nim), SR15 nie oszczędził też sprzętowych "kontrolek". Po lewej stronie trzy klawisze do sterowania odtwarzaniem, poniżej na tym samym boku znajduje się slot na microSD. Choć odtwarzacz ma 64 GB pamięci pokładowej (projektant odpowiedzialny za taką rozrzutność został już zastrzelony), to pamięć masową można rozszerzyć za pomocą kart zewnętrznych.

Na górnej krawędzi znajdują się wyjścia, wszystko jest tu tradycyjne. 3,5mm (może być też liniowy) daje 2 Vrmy, 2,5mm "zbalansowany" - 4 Vrmy. Przycisk zasilania nic nie daje, jedynie włącza i wyłącza odtwarzacz oraz pozwala zablokować ekran.

Po prawej stronie, tuż pod palcem, znajduje się gałka głośności, wreszcie nie dynda, a dobrej jakości enkoder zapewnia wyraźne utrwalenie kliknięć.

Na spodzie znajduje się złącze MicroUSB, o USB-C nie ma tu mowy, nie warto. MicroUSB tutaj tradycyjnie pozwala ładować odtwarzacz, używać go jako DAC, zarządzać na nim plikami i wyprowadzać muzykę do zewnętrznych DAC-ów. Przy okazji o ładowaniu, pojemność baterii wzrosła niemal półtorakrotnie, ale, najwyraźniej nowy mocny procesor był bardziej żarłoczny, więc czas pracy wzrósł nieznacznie, "normalny" pracuje około 8 godzin, ale liczba ta zależy w dużej mierze od obciążenia i aktywności korzystania z ekranu.

O firmware nie będę wchodził w szczegóły, tutaj wszystko jest bardzo proste i oczywiste, A&K jest jak Apple, tylko A&K. Firmware wzięto ze starszych modeli, lekko dostosowując go do mniejszego ekranu, wyszło bardzo wygodnie. Sprzęt dla graczy pozwala "ciągnąć" go bez lagów i hamulców, zapewniając przyjemną płynność. Funkcjonalnie wszystko jest jak zwykle u firmy: poręczne ustawienia, zaawansowana biblioteka mediów, wsparcie dla Tidala. Swoją drogą, w stosunkowo niedalekiej przyszłości programiści firmy obiecali dodać możliwość instalacji zewnętrznego APK do obsługi dodatkowych serwisów streamingowych i trzymam kciuki, aby ta innowacja nie ominęła SR15.

Oczywiście najważniejszą rzeczą w odtwarzaczu jest dźwięk. Tutaj twórcy, zgodnie ze swoją naturą, obcięli maksymalne częstotliwości, SR15 downsampluje wszystko powyżej 192kHz i 24-bitów, czyli DSD64, choć nadal nie mogę powiedzieć, że to duża strata.

Do dźwięku przyczyniły się zaktualizowane przetworniki DAC firmy Cirus Logic, a A&norma okazała się bardzo różna od AK70 drugiej generacji, jeśli tamta podkreślała średnicę, to nowa po prostu bardziej podkreśla krawędzie zakresu, lepiej je przepracowując. Ogólnie krok jest poprawny, jest Futura dla tych, którzy lubią co najwyżej neutralność i podkreślone średnie tony, a bohater dzisiejszej recenzji zapewnia zabawę, napęd i radość.

Głośniki niskotonowe to lekki zysk w masywności (nie w ilości, nikt w dzisiejszych czasach nie pozwala sobie na taki wulgaryzm jak nierówne AFC), a mianowicie w masie. Są dobrze kontrolowane i cieszą się ciężarem i "tłustością" bez przekraczania granicy, poza którą tracą szczegółowość i fakturę. Głębokość jest dobra, choć nie zaporowa, a praca dudnienia, szumu i pomruku z udanymi słuchawkami budzi szacunek.

Średnica jest nieco odsunięta na dalszy plan, a dokładniej jest tam gdzie jej miejsce, to "dół" i "góra" nieco się wyróżniają, a mimo to podane w charakterystyczny dla marki lekko podbarwiony "płynący" sposób, zapewniając realistyczny efekt, szczególnie widoczny przy instrumentach akustycznych i wokalach . Rozdzielczość jest dobra, ale mikrokontrast nie jest akcentowany przez odtwarzacz, do tego znów ma starszego brata, ale "plamki" podkreślają emocje i energię. Wyobrażona scena jest większa niż przeciętna na szerokość i głębokość, buduje się całkiem nieźle, choć czasem plany są zbyt rozłożone.

Głośniki wysokotonowe, dzięki małemu "dodatkowi", brzmią przejrzyście i bardzo cieszą się z poprawy długości w stosunku do 70-tek. Ich warstwowość jest dopracowana całkiem nieźle, a ataki i zanikanie są zrobione całkiem dobrze. O rozdzielczości i naturalności nawet nie widzę sensu mówić, wiadomo, że tu nie może być żadnych problemów. Najważniejsze, żeby nie porównywać SR15 ze starszymi braćmi.

Zapas mocy jest niezły, ale nie rekordowy, jednak dla większości słuchawek jest wystarczający, a przy pracy z IEM zadowalał się prawie zerowym szumem tła.

Zdradzę Wam straszną tajemnicę, pierwotnie ten tekst był planowany jako krótka recenzja odtwarzacza, ale podczas odsłuchu trochę się rozproszyłem i z objętości zrobiła się prawie pełnoprawna recenzja. Więc chyba czas to podsumować i napisać jakieś wnioski.

Astell&Kern naprawdę posunęli do przodu swój model juniorski. Nie ma większego sensu, by firma robiła odtwarzacz sięgający gołej techniczności - mają do tego znacznie starsze modele, a konkurencja ma urządzenia grające bardzo dobrze, więc twórcy poszli w innym kierunku i zrobili bardzo efektowny, fanowski dźwięk zapakowany w najfajniejszą obudowę ostatnich lat (najwyraźniej Koreańczykom znudziło się, że nagrody za design idą do Chin). Ale oczywiście nie zapomnieli też o przyzwoitym "ogólnym poziomie" boiska.